Wywodzi się z zooterapii, której pierwsze próby wprowadzenia jako wspomagania leczenia ludzi psychicznie chorych z pomocą zwierząt datują się na koniec XVIII w. W Anglii prowadzony był przez kwakrów zakład dla psychicznie chorych kierował nim William Tuke. Zakład położny z dala od miasta, posiadał ogród, w którym hodowano małe zwierzęta, a opiekę nad nimi powierzono pacjentom. W.Tuke dzięki swym metodom odniósł duży sukces. Pomimo to terapię z pomocą zwierząt uznano za „nienaukową”. Tuke został wyśmiany a jego metoda popadła w zapomnienie. Lecz 100 lat później powstał również w Anglii zakład Bethel, w którym podjęto terapie Tuke i zastosowano ją w praktyce. Pielęgnacje psów, kotów i innych zwierząt służących człowiekowi powierzono chorym. Praca ze zwierzętami była częścią składową ogólnej terapii. Rok 1942 był przełomem dla Stanów Zjednoczonych stworzono tam ośrodek o nazwie Army Air Force Convalescent Hospital. Przeznaczeniem szpitala było leczenie żołnierzy powracających z frontu.
Urazy psychiczne, których doznali na froncie były leczone różnymi formami terapii, jedną z nich była praca na farmie gdzie hodowano zwierzęta użytkowe. Pielęgnacja zwierząt stanowiła ważną część kuracji i równorzędną z innymi powszechnie uznawanymi formami terapii, również w tym ośrodku odniesiono duży sukces. Niestety, z żadnego ze wspomnianych ośrodków doświadczenia nie zostały udokumentowane w sposób naukowy. W 42 informacjach opisano jak pozytywne było oddziaływanie zwierząt na pacjentów, ale przyczyny nie były badane. Doświadczenia tych ośrodków wzbudziły zaciekawienie środowiska medycznego zaczęto na poważnie interesować się znaczeniem zwierząt w terapii. Jednym z pierwszych psychiatrów, który zainteresował się tym tematem był amerykański psychoterapeuta Boris Levinson. A skłonił go do tego przypadek. Dzięki swojemu psu wyleczył chorego chłopca, któremu lekarze nie dawali szans i skierowali do szpitala psychiatrycznego. Pies o imieniu Jingles uratował chłopca przed izolacją w zakładzie zamkniętym. Levinson skierował swą pracę psychiatryczną w tym kierunku.
Doświadczenia opisał w książkach i artykułach, dzięki którym zyskał światową sławę. Równie ważne doświadczenia na tym polu przeprowadziło małżeństwo Amerykańskich psychologów Corsonów. I tu zadziałał przypadek sprowadzili psy do kliniki w celu badania stresu o podłożu emocjonalnym jako zaburzeń psychicznych. Wybrali psy dla tego, że przejawiają różnorodność reakcji uczuciowych analogicznych ludzkim. Lecz tego nie zrealizowali. Ich badania poszły w zupełnie innym kierunku, a tylko, dlatego że chorzy pacjenci zaczęli przejawiać tak duże zainteresowanie psami, że skierowali swe doświadczenie na inny tor. Nie będę opisywać poszczególnych przypadków pacjentów, choć są bardzo ciekawe. W każdym razie do badań zostało wytypowanych 50 pacjentów,z których żaden nie reagował na inne formy terapii. Z tych 50 pacjentów tylko 3 nie poddało się tej formie terapii. W obecnej chwili ośrodki zajmujące się tą formą terapii są niemalże na całym świecie. Tak w paru zdaniach można opisać historię dogoterapii, powiecie no a Polska.
W Polsce zajmują się tą formą terapii organizacje utworzone przez osoby prywatne, chcące ją przybliżyć i zaadaptować do Polskich warunków. Osobą, której zawdzięczamy obecne określenie DOGOTERAPIA jest Maria Czerwińska, która wymyśliła to określenie dla potrzeb mediów, dodam, że ta forma występuje tylko w Polsce, choć nie brzmi po polsku. Od 2000r. powstało w Polsce wiele fundacji mających na celu pomoc w terapii psychoruchowej osób niepełnosprawnych. Wymienię tylko te, które działają prężnie i odnoszą sukcesy, „Ama Canem”, „Dogtor”, „CZE-NE-KA”, „Cane Pro Humano”, „Właśnie tak”. 21 stycznia 2005 r. został zarejestrowany Polski Związek Dogoterapii, Fundacja, którą stworzyliśmy wspólnie z przyjaciółmi „Ama Canem”, faktycznie powstała w 2003r.
Podwalinami pod nią były dwie nasze suki Golden Retriever „Lady”, oraz Flat Coated Retriever „Duka”, które swoją prace w dogoterapii zaczęły w 2002 r. Z czasem dołączyły do nas inne czworonogi i ich właściciele. Nie mogłabym pominąć psów, które są wypożyczone i mieszkają w moim domu. O Goldenach napisano wiele, ale nikt do tej pory nie pisał o Flatach pracujących w dogoterapii. Uczenie ich to sama przyjemność, delikatność w stosunku do dzieci to miód na serce. Opowiem dwie historie, są prawdziwe, związane z pracą Flatki Duki w dogoterapii. Imiona osób zostały zmienione.
Tomek mężczyzna lat 40 autystyk, był agresywny dla otoczenia bił rówieśników swojej grupie zajęciowej i niejednokrotnie dostało się rodzicom. W roku 2003 Duka weszła na zajęcia do ośrodka dla osób autystycznych. Jedną z tych osób był Tomek na efekty nie trzeba było długo czekać, efekt końcowy przeszedł nie tylko nasze oczekiwania nie dość, że przestał lać wszystkich to zaczął się uśmiechać.
Łukasz, gdy zaczynaliśmy z nim pracę miał pięć lat, po raz pierwszy w życiu widziałam dziecko, które tak boi się psa. Kiedy my wchodziliśmy drzwiami on jak małpka wspinał się po terapeutce i wychodził przez okno, towarzyszył temu krzyk o tak wysokich dźwiękach, że nie da się ich opisać. Wyobraźcie sobie teraz to dziecko na ulicy, kiedy zobaczy psa ucieka gdzie oczy go poniosą, więc nie wychodził na ulicę. Po 4 miesiącach pracy, Łukasz przestał się bać i krzyczeć, lecz w to miejsce pojawiła się agresja w stosunku do Duki, ile razów i kopnięć wyłapałam wspólnie z terapeutką Łukasza już nie pamiętam, i dobrze, w krótkim odstępie czasu Łukasz zrozumiał, że to zachowanie powoduje unikanie Go przez psa. Na szczęście ciekawość była silniejsza i po 8 miesiącach pracy mogłam powiedzieć, że wspólnie z Łukaszem zrobiliśmy stumilowy krok. Był rok 2004 a mama Łukasza mogła z nim spacerować bez lęku po ulicach. Aktualnie sytuacja wygląda tak, wchodzi Duka a Łukasz odkłada zabawki na miejsce i siada lub kładzie się na podłodze, aby móc pobawić się z Duką w masowanie brzucha (Duka robi masaż językiem) i szukanie smakołyków ukrytych w ubraniu Łukasza.
Tak pisać mogłabym długo tych dwoje to nie są odosobnione przypadki, zdarza się, że opowiadam różne historie o dzieciach, z którymi pracujemy i widzę jak ludzie kiwają z powątpiewaniem głową, a kiedy widzą, jaki wpływ na dzieci mają psy mówią, że to cud. A ja odpowiadam to nie cud to chęć kontaktu z naturą. Zdarza się, że Duka nie jest w stanie pomóc tak było w szpitalu na oddziale onkologicznym, ale żyjemy z tą myślą, że zanieśliśmy ten jeden uśmiech więcej. Pisze było, bo w szpitalu pracuje nowa ekipa również z Flatką i Labradorami. W chwili obecnej w „Ama Canem” pracuje „na pełen etat” 5 Flatów, które bez problemów przeszły egzaminy kwalifikacyjne. Naprawdę ważne jest skąd pochodzą i jak wychowywani byli ich rodzice i one.
Na zakończenie przestrzegam każdy pies powinien być odpowiednio przeszkolony, a opiekun powinien posiadać wiedzę na temat chorób, z którymi pracuje.
Barbara Jolanta Niedzielska
www.hodowla-polka.pl